środa, 10 czerwca 2015

Kilka słów wyjaśnienia

Moi drodzy kilka słów wyjaśnienia. Jak pewnie zauważyliście w moich rozdziałach dodają piosenki z Violetty. Tak więc w moim opowiadaniu każda postać z tego serialu ma swojego odpowiednika. 

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 15 Komnata Tajemnic




Przez kilka następnych dni w szkole mówiono głównie o napaści na Panią Norris. Filch starał się, żeby nikt o tym nie zapomniał, ostentacyjnie krążąc wokół miejsca, gdzie ją znaleziono, jakby się spodziewał, że napastnik powróci na miejsce zbrodnii. Przez ten czas Gabriell dostała list od rodziców.

Kochana córeczka

Bardzo nas zawiodłaś ponieważ od września nie napisałaś ani jednego listu, postanowiliśmy więc sami napisać. Jak się czujesz w nowej szkole? U nas wszystko dobrze, choć Margaret ciągle się o ciebie pyta. Mamy nadzieję że będziesz miała czas na odpisanie nam. Bardzo za tobą tensknimy i cię kochamy.
Mama, Tata i Diana

Dziewczyna właśnie biegła do klasy Historii Magii. Musiała się przebrać



 ponieważ Ron przypadkowo wylał na nią sok dyniowy. Historia magii była najnudniejszym przedmiotem w rozkładzie zajęć. Profesor Binns, który jej na­uczał, był jedynym duchem wśród profesorów. Był stary i pomarszczony; powszechnie sądzono, że w ogóle do niego nie dotarło, iż umarł. Pewnego dnia znaleziono jego martwe ciało w fotelu przed kominkiem w pokoju nauczycielskim, ale jego zwyczaje i rozkład dnia wcale się od tego czasu nie zmieniły. Profesor Binns otworzył swoje notatki i zaczął czytać głosem monotonnym jak stary odkurzacz, aż prawie wszyscy wpadli w głębokie otępienie, od czasu do czasu otrząsając się z niego na krótko, by zapisać jakieś nazwisko lub datę, i zasypiając ponownie. Gabriell położyła głowę na ławce i przymrużyła oczy. Zaczęła rozmyślać o swoim życiu, przed jej oczy wpłynęły obrazy z jej nastoletniego życia. Nagle słowa Hermiony przywróciły ją do rzeczywistości.
- Granger, panie profesorze. Ciekawa jestem, czy mógłby pan nam coś opowiedzieć o Komnacie Tajemnic
Profesor Binns zamrugał nerwowo.
- Wykładam historię magii - powiedział suchym, nieco świszczącym głosem. - Zajmuję się faktami, panno Granger, a nie mitami czy legendami. - Odchrząknął, skrzypiąc przy tym jak kreda po tablicy, po czym wrócił do swojego tematu. - We wrześniu tego roku podkomitet sardyńskich czarodziejów...
I urwał. Hermiona podniosła rękę i wymachi­wała nią bezczelnie.
- Panno Grant?
- Panie profesorze, czy legendy nie opierają się na faktach?
Szczere zdumienie, z jakim spojrzał na nią profesor Binns, upewniło Harry’ego w przekonaniu, że jeszcze żaden uczeń, żywy czy umarły, nie przerwał mu wykładu.
- No cóż - powiedział wolno profesor Binns - tak, sądzę, że można bronić takiego punktu widzenia. - Przyglądał się Hermionie z taką uwagą, jakby po raz pierw­szy w swojej karierze zobaczył ucznia. - Legenda, o któ­rej wspomniałaś, jest jednak tak sensacyjną, powiedziałbym wręcz niedorzeczną opowieścią...
Teraz cała klasa wsłuchiwała się z taką uwagą w to, co mówił, że musiało to zastanowić nawet jego. Wszyscy wpa­trywali się w jego usta, czekając na każde słowo, które z nich spłynie. Z tak niezwykłym zainteresowaniem spotkał się po raz pierwszy i wydawał się tym całkowicie wyprowadzony ze swojej normalnej, sennej równowagi.
- No cóż...  Zaraz, niech no pomyślę... Komnata Tajemnic... No więc, jak na pewno wszyscy wiecie, Hogwart został założony ponad ty­siąc lat temu... dokładna data nie jest znana... przez czworo największych czarodziejów i czarownic tamtych czasów: Godryka Gryffindora, Helgę Hufflepuff, Rowenę Ravenclaw i Salazara Slytherina. Do dziś ich nazwiska noszą wasze cztery domy. Razem zbudowali ten zamek z dala od wścibskich spojrzeń mugoli, była to bowiem epoka, w której ludzie bali się magii, a czarownice i czarodzieje byli bardzo prze­śladowani.  Przez kilka lat nasi założyciele pracowali razem w zgodzie, wyszukując młodych, którzy wykazywali cechy właściwe rodzajowi czarodziejskiemu i sprowadzając ich do zamku, by uczyć ich tutaj magii. Później jednak doszło między nimi do brzemiennych w skutki sporów. Wszystko zaczęło się od Slytherina, który zażądał, by nabór uczniów był bardziej selektywny. Uważał on, że nauczanie magii powinno być zastrzeżone wyłącznie dla rodów czarodziejskich czystej krwi. Sprzeciwiał się przyjmowaniu uczniów z mugolskich rodzin, uważając, że nie są godni zaufania. Po jakimś czasie doszło na tym tle do poważnego sporu między Slytherinem i Gryffindorem, w wyniku którego Slytherin opuścił zamek. Tyle wiemy z godnych zaufania źródeł historycznych - powiedział po chwili - ale wokół owych wiarygodnych faktów narosła fantastyczna legenda o Komnacie Tajemnic. Zgodnie z nią Slytherin miał zbudować w zamku tajemną komnatę, o której nie wiedzieli inni założyciele Hogwartu. Legenda mówi, że zapieczętował ją magicznym zaklęciem, tak że nikt nie może jej otworzyć, dopóki w szkole nie po­jawi się jego prawdziwy i prawowity dziedzic. Tylko ów dziedzic może przełamać pieczęć czarów, otworzyć Komna­tę Tajemnic, uwolnić uwięzioną w niej grozę i oczyścić szkołę ze wszystkich, którzy nie są godni, by studiować magię.  Cała ta sprawa jest oczywistą bzdurą - oświadczył stanowczo. - Najznakomitsi, najbardziej uczeni czaro­dzieje wielokrotnie przeszukiwali całą szkołę, aby znaleźć jakieś ślady owej legendarnej komnaty. Niestety, ta komna­ta istnieje tylko w legendzie. To opowieść, którą straszy się naiwnych.
- Panie profesorze... co pan miał na myśli, mówiąc o „grozie” uwięzionej w Komnacie Tajemnic?- zapytała Gab, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenie profesora.
- Są tacy, którzy wierzą, że to jakiś potwór, nad któ­rym władzę ma tylko prawowity dziedzic Slytherina - odpowiedział profesor Binns suchym jak słoma głosem.
Wszyscy spojrzeli po sobie z lekkim niepokojem.
- Powtarzam, coś takiego nie istnieje - oświadczył profesor Binns, przerzucając swoje notatki. - Nie ma żadnej Komnaty Tajemnic i żadnego potwora.
- Ale... panie profesorze - odezwał się Seamus Finnigan - skoro Komnata Tajemnic może być otworzona tylko przez prawowitego dziedzica Slytherina, to przecież nikt inny nie mógłby jej znaleźć, prawda?
- To nonsensowne założenie, O’Flaherty - odpowie­dział profesor Binns, już wyraźnie poirytowany. - Skoro tyle pokoleń dyrektorów Hogwartu nie znalazło żadnych...
- Ale... panie profesorze - pisnęła Parvati Patii - żeby ją otworzyć, na pewno trzeba użyć czarnej magii, a...
- To, że czarodziej nie używa czarnej magii, nie oznacza, że nie potrafi jej użyć, panno Pennyfeather - prychnął pro­fesor Binns. - Powtarzam, skoro tacy jak Dumbledore...
- Ale może trzeba być spokrewnionym z rodem Sly­therina, więc Dumbledore nie mógł... - zaczął Dean Thomas, ale profesor Binns miał już tego dosyć.
- Dość! - przerwał mu ostro. - To jest mit! Nie istnieje żadna Komnata Tajemnic! Nie ma cienia dowodu na to, że Slytherin zbudował choćby tajną komórkę na miotły! Żałuję, że w ogóle wam opowiedziałem tę żałosną legendę! A teraz, jeśli łaska, wrócimy do historii, do solid­nych, wiarygodnych i sprawdzalnych faktów!
I nie upłynęło nawet pięć minut, jak brunetka ponownie zasnęła.

Rozdział 14 Noc Duchów

Nadchodziła Noc Duchów,a Gabriell żałowała iż wdała się w konwersacje z Panną Ferro. Tak więc o siódmej wieczorem Gab ubrała się w

 I wyruszyła w stronę lochów po drodze minęła Wielką Salę z której dobiegał gwar zabawy. Z miną skazańca ruszyła dalej. Po piętnastu minutach stała przed drzwiami do gabinetu Nietoperza po chwili zapukała i otworzyła drzwi do pokoju. Całe pomieszczenie wypełnione było starymi książkami, Na środku stało dębowe biurko a przy nim siedział profesor.
-Szlaban odbywać będzie się dwa tygodnie codziennie. Masz posprzątać stary składzik na eliksiry. Nie był on używany od kilkudziesięciu lat. A teraz chodź- powiedział i wstał z krzesła. Wyszli z gabinetu i podążyli ciemnym lochem po piętnastu minutach stali przed starymi drzwiami. Profesor otworzył je i zaprosił dziewczynę gestem ręki do środka. Gabriell weszła do brudnego od kurzu i pajęczyn pomieszczenia.
-A zapomniałbym różdżka- powiedział i wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna z niechęcią oddała swój magiczny patyk. Profesor machnął swoją różdżką i po chwili obok dziewczyny pojawiły się mugolskie środki czystości. Snape wyszedł z pokoju i zamknął drzwi. Nastolatka z przerażeniem i niechęcią spojrzała na to co ją czeka przez najbliższe dwa tygodnie.- A teraz zabieraj się do pracy- Nietoperz wyszedł z klasy. Brunetka z niechęcią zaczęła przecierać zakurzoną drewnianą półkę.
-Wszędzie kurz i pajęczyny, naprawdę nie mogło być lepiej- rzekła sarkastycznie wściekła dziewczyna. Po jakieś godzinie profesor ponownie przekroczył próg składziku.
-To wszystko możesz już iść- powiedział i zwrócił dziewczynie różdżkę. Gab szczęśliwa wyszła z małego pomieszczenia i od razu wzięła głęboki oddech. Jak najszybciej chciała się okąmpać i położyć do ciepłego łóżka. Wyszła z ciemnych lochów. Ruszyła marmurowymi schodami na drugie piętro. Po kilku minutach usłyszała dudnienie kroków. Zaintrygowana zaczęła biec w stronę odgłosów. W końcu zatrzymała się na progu ostatniego, mrocz­nego korytarza. Jednak pozostała w cieniu, nagle nadbiegł Harry, a zaraz za nim Ron i Hermiona. Trójka przyjaciół nie zauważyła przerażonej dziewczyny.
- Harry, co jest grane? - zapytał Ron, ocierając rę­kawem spoconą twarz. - Ja nic nie słyszałem...
Nagle Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk i wska­zała ręką koniec korytarza.
Patrzcie!
W jednym momencie wszystko jakby się zatrzymało. Gabriell przerażona wpatrywała się w napis na ścianie.
KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA.
STRZEŻCIE SIĘ, WROGOWIE DZIEDZICA.
Nie słyszała żadnych głosów, tylko wpatrywała się w napis stworzony dzięki krwi. Spojrzała na równie przerażonych rówieśników. Ron chciał uciekać, ale było już za późno. Usłyszeli harmider, przypomina­jący odległy grzmot. Uczta właśnie się skończyła. Z obu końców korytarza dobiegł ich stukot setek stóp wspinają­cych się po schodach i rozradowany gwar dobrze najedzo­nych ludzi. W następnej chwili na korytarz z obu stron wlał się strumień uczniów. Brunetka nie zauważona czmychnęła w głąb korytarza. Bała się kłopotów więc po prostu uciekła. Ostatnie co usłyszała był to krzyk Malfoy'a 
- Strzeżcie się, wrogowie Dziedzica! Ty będziesz na­stępna, szlamo!


piątek, 1 maja 2015

Rozdział 13 Piosenka

Nadszedł październik, rozsiewając po łąkach wilgot­ny ziąb, który szybko wkradł się również do zamku. Pani Pomfrey, przełożona skrzydła szpitalnego, miała pełne ręce roboty, bo wśród personelu i uczniów wybuchła pra­wdziwa epidemia przeziębień.Na szczęście jej pieprzowy eliksir działał natychmiast, choć po jego wypiciu jeszcze przez kilka godzin dymiło się z uszu. Percy namówił Ginny Weasley, która wyglądała na chorowitą, żeby wypiła łyk eliksiru. Para buchająca spod jej bujnych włosów sprawiała wrażenie, jakby zapaliła się jej głowa. A potem w okna zamku zaczęły bębnić krople deszczu wielkości pocisków karabinowych, jezioro wezbrało, grząd­ki kwiatowe zamieniły się w błotniste strumienie, a dynie Hagrida nabrzmiały do wielkości budek na narzędzia ogrodnicze. Gabriell obudziła się jednego z takich deszczowych dni szybko ubrała się

I jak najszybciej jak mogła wybiegła z Wieży Gryffindoru. Kierowała się na siódme piętro do Pokoju Życzeń, w którym dość często przesiadywała. Stanęła przed ścianą i pomyślała o sali muzycznej z organami. Już po chwili pojawiły się drzwi, nastolatka weszła do pokoju i już po chwili usiadła przy organach i zaczęła grać i śpiewać piosenkę
 

          ¿Ahora, sabes qué?
Yo no entiendo lo que pasa
Sin embargo sé
Nunca hay tiempo para nada
Pienso que no me doy cuenta 
y le doy mil una vueltas
Mis dudas me cansaron 
ya no esperaré...

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá

¿Ahora ya lo sé?
Lo que siento va cambiando
Y si el miedo ¿qué?
Abro puertas, voy girando
Pienso que no me doy cuenta
y le doy mil y una vueltas
Mis dudas me casaron, 
ya no esperaré...

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy

Y vuelvo a despertar en mi mundo,
siendo lo que soy
Y no voy a parar, (No quiero parar)
ni un segundo (No voy a parar...)
mi destino es hoy (No, no, no)
Y vuelvo a despertar (No voy a parar)
en mi mundo (No quiero parar...)
siendo lo que soy (No, no, no quiero parar...)
Y no voy a parar (No, no, no quiero parar)
ni un segundo, (No voy a parar...)
mi destino es hoy (No...!)
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá

(tłumaczenie)

            Teraz już wiem , że...
Nie rozumiem co się dzieje
Jednak dobrze wiem
Nigdy nie mam czasu na nic
Nie zdaje sobie z tego sprawy
Bardzo się tym co dzień martwię 
Wątpliwości mnie znudziły
W tej chwili nie czekam

I znowu budzę się
W moim świecie
Jestem sobą, wiem
I nie przestanę
Ni na sekundę
To moje przeznaczenie jest! /2 razy

Nic się już nie zdarzy
Uwolnię wszystko
To, co teraz czuję (wszystko, wszystko)
Nic się już nie zdarzy
Uwolnię wszystko
Wszystko to co miałam 
Nic mnie nie zatrzyma!

Teraz już to wiem...
Me uczucia się zmieniają
I obawy też
Gdy otworzę drzwi, znikają

Nie zdaje sobie z tego sprawy
Bardzo się tym co dzień martwię 
Wątpliwości mnie znudziły
W tej chwili nie czekam

Znowu budzę się
W moim świecie
Jestem sobą, wiem
I nie przestanę
Ni na sekundę
To moje przeznaczenie jest! /4 razy

Nic się już nie zdarzy
Uwolnię wszystko
To, co teraz czuję (wszystko, wszystko)
Nic się już nie zdarzy
Uwolnię wszystko
Wszystko to co miałam 
Nic mnie nie zatrzyma!

Ta piosenka została przez nią przetłumaczona z Włoskiego na Hiszpański. Dziewczyna kochała śpiewać. Do jej głowy znowu znowu wszedł obraz Matthew'a, jego błękitne oczy, promienny uśmiech. Tak naprawdę dziewczyna sama nie wiedziała dlaczego chłopak się jej podoba. Dziewczyna myślała o nim rano kiedy się obudziła ale także kiedy zasypiała. Na lekcjach nie umiała się skupić ponieważ o nim myślała, a przez to miała niskie pfrzeciętne stopnie, a zawsze była jedną z najlepszych uczennic. Obraz chłopaka całkowicie przyćmił jej mózg, gdy nagle walnęła w coś a raczej kogoś była to Ludmiła Ferro
Chodziła do Slitherinu obok niej kroczyła zawsze wierna Natalia Vidal
Znalezione obrazy dla zapytania naty z violetty
. Ludmiła była wredna jak nikt inny no może poza Draconem Malfoy'em
-Jak łazisz ofermo?- krzyknęła blondynka
-Na pewno z tobą nie gadam- powiedziała brunetka i już chciała się odwrócić kiedy usłyszała
-Przeproś!!!!!!
-Co??- podniosła głos zdenerwowana brunetka. Co ta zdzira sobie wyobrażała to przecież ona na nią wpadła i jeszcze każe za to przepraszać. Już miała jej wygarnąć co o niej myśli ale nagle ni z tond ni z owond jak z ziemi zjawił się profesor Snape.
-Co się tu dzieje?- zapytał zimnym głosem. Gabriell spojrzała przerażona na profesora, przekonała się już iż profesor w każdej możliwej chwili próbuje poniżyć Gryfonów. Miała co do tego bardzo złe przeczucia.
-Profesorze ona się na mnie rzuciła i chciała mnie pobić- skłamała blondynka. Severus Snape spojrzał na brunetkę i wypowiedział 
-Panno Smith szlaban 31 października oczekuję pani w moim gabinecie- Blondynka uśmiechnęła się triumfująco  
-Ale panie profesorze przecież to jest Noc Duchów- powiedziała zdenerwowana brunetka
-Chce pani stracić punkty?- zapytał Snape z dziwnym uśmiechem na twarzy
-Nie panie profesorze- powiedziała cicho Gab i spojrzała na swoje buty. Profesor odszedł a Ferro powiedziała
-Teraz już wiesz że ja żądzę w tej szkole i żadna mała Gryffonka mi tego nie odbierze- powiedziała i odeszła Natalia jak wierny pies podążyła za nią. Gabriell wściekła odwróciła się i ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Wściekła chyba jak nigdy weszła do pokoju Wspólnego Gryffonów.  Deszcz wciąż siekł w okna, teraz atramentowe czarne, ale wewnątrz było jasno i przytulnie. Blask z trzaskające­go kominka pełzał po niezliczonych wyliniałych fotelach, w których Gryfoni czytali, rozmawiali, odrabiali lekcje, al­bo, jak w przypadku Freda i George’a, przeprowadzali do­świadczenie polegające na nakarmieniu salamandry sztucz­nymi ogniami Filibustera. Fred „uratował” wspaniały, pomarańczowy okaz z klasy opieki nad magicznymi stworze­niami i teraz, w gronie kilku zaciekawionych osób, obser­wował lekko dymiącą jaszczurkę, spacerującą po stole. Panna Smith usiadła w jednym z fotelów, na przeciwko niej siedziała Hermiona Granger jak zwykle z nosem w książce.
-Co się stało że wparowałaś tu jak wściekła osa?- zapytała odrywając oczy od czytanej lektury
-Snape dał mi szlaban w noc duchów całkowicie za nic- powiedziała i założyła rękę za rękę
-Ty chociaż nie musisz iść na rocznicę śmierci Prawie Bezgłowego Nicka- powiedziała Hermiona ze skwaszoną miną
-Ktoś w ogóle urządza takie przyjęcia?- zapytała z zainteresowaniem dziewczyna
-Widocznie tak- odpowiedziała Hermiona i wróciła do czytania lektury. Gabriell nie miała nic więcej do roboty więc wstała i ruszyła do swojego dormitorium. Następnie okompała się i położyła do łóżka. Dość szybko zmroczył ją sen.
Znalezione obrazy dla zapytania pocałunki zakochanych

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 12 Wieża Astronomiczna

Ruszyła w stronę wejścia na wierzę. Zaczęła się wspinać po schodach. Po kilku minutach była już na szczycie wieży. Usiadła na podłodze i wyciągnęła ciasto
Wykroiła jeden kawałek i położyła na talerzyku. Spróbowała kawałek i ją olśliło.
-Pyszne
-A dasz spróbować?- usłyszała głos zza pleców. Odwróciła się i zobaczyła Matthew'a Black'a.- Czy jaśnie pani mogę obok Ciebie usiąść?- zapytał i usiadł obok zaskoczonej brunetki
-Już usiadłeś- powiedziała z uśmiechem na ustach. Ukroiła drugi kawałek ciasta i położyła na tależyl. Podała do blondynowi. Chłopak spróbował kawałek
-To jest przepyszne- powiedział i uśmiechnął się do swojej towarzyszki resztę ciasta zjedli w ciszy. Gdy skończyli jeść, zaczęli wpatrywać się w gwiazdy.
-Co ty tu robisz?- zapytała brunetka
-Chyba to samo co ty, uciekam od wszystkich- odpowiedział- Na pewno poznałaś już naturę Ślizgonów, wszyscy są wredni i chamscy. Sama wiesz że ja taki nie jestem- powiedział
-Wiem, ale ich nastawienia nie zmienisz. Wojna pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem trwa od początku szkoły. Każdy ma swój charakter i nie idzie tego zmienić. Jest takie powiedzenie "Co jednemu miód, to drugiemu trucizna". A Gryfoni też nie są święci.
-Wiem ale to jest trudne. W naszej poprzedniej szkole nie istniały nienawidzące się grupy, wszystko było łatwiejsze.- powiedział a w jego oczach zagościł smutek.
-To prawda. Ale każde miejsce jest inne i musimy się dopasować- odpowiedziała
-Łatwo Ci mówić ty jesteś idealna. Masz przyjaciół, którym możesz się zwierzyć i nie musisz się dla nich zmieniać.
-Wcale nie jestem idealna- zaprzeczyła dziewczyna, chłopak tylko się uśmiechnął.
-Tak... to niby jaką masz wadę?- zapytał jednocześnie się śmiejąc
-Gdy widzę na wystawie jakieś buty to nie umiem się powstrzymać od kupienia ich. Więc w mojej garderobie jest więcej butów niż ubrań- gdy te słowa wypłynęły z jej ust, chłopak zaczął się jeszcze bardziej śmiać.
-Nie śmiej się!- powiedziała dziewczyna uderzając blondyna lekko w ramię.- Wiesz co, dawno tak z nikim nie rozmawiałam. Dokładniej od ostatniej rozmowy z Meg. 
- Rozumiem Cię, niby kumpluje się z Draconem i Blais'em ale to nie to samo co z Kamilem.- powiedział i spojrzał na dziewczynę.
-Może chodźmy już- powiedziała dziewczyna.
-Zgoda- odpowiedział chłopak. Para wstała z podłogi i ruszyła w stronę schodów. Szli w zupełnej ciszy rozdzielili się dopiero przy Wielkiej Sali dziewczyna poszła do Wieży Gryffindoru a chłopak do lochów. Gdy Gabriell weszła do swojego dormitorium padła ze zmęczenia na łóżko.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 11 Wspomnienia

Gabriell pobiegła do dormitorium. Wzięła ubrania i przebrała się w
(Bez butów)


Powiększyła swoją gitarę i schowała ją do pokrowca. Wzięła z łóżka zeszyt który dostała od siostry.  Wyszła z dormitorium i weszła do Salonu Wspólnego Gryfonów. Siedzieli tam Fred i George. Dziewczyna podeszła do rudzielców.
-Nie wiecie co dzieje się z Hermioną?-zapytała
-Nie nie widzieliśmy się od treningu. Odkąd razem z Harry'm i Ronem poszli do Hagrida.- Powiedział jeden z bliźniaków. Brunetka ruszyła w stronę obrazu Grubej Damy. Wyszła przez obraz i ruszyła ciemnymi korytarzami w stronę biblioteki. W pobliżu królestwa książek usiadła na jednym z wielkim parapetów  i otworzyła zeszyt na pierwszej stronie, napisała na niej wielkimi literami NOTATNIK GABRIELL SMITH . Przewróciła stronę i napisała na górze strony tytuł piosenki Nel mio mondo. Nagle brunetka uroniła jedną łzę. Tę właśnie piosenkę śpiewała w dzieciństwie wraz ze swoi najlepszym przyjacielem Federicem. W dzieciństwie owa dwujka była nierozłączna. Tylko Fede rozumiał brunetkę, i tylko Gab rozumiała bruneta. Nie było dnia w którym by razem nie zaśpiewali piosenki od dnia w którym odkryli swoją miłpść do muzyki. Byli oni dla siebie jak rodzeństwo. Gabriell nawet z rodzoną siostrą nie dogadywała się tak dobrze. Do dzisiaj pamiętała dzień w którym przyszedł on w nocy do jej pokoju...
*Wspomnienie*

Sześcioletnią Gab obudził nagły podmuch wiatru. Spojrzała w stronę okna i lekko się przestraszyła w pierwszej chwili ale gdy przyjrzała się postaci, która weszła do pokoju i uznała iż jest to Fede na jej twarz momentalnie wpłynął uśmiech . Chłopak podszedł do łóżka swojej najlepszej przyjaciółki i przytulił ją mocno, a ta odwzajemniła ten gest.
-Fede co się stało?- zapytała chociaż bardzo bała się jaką odpowiedz usłyszy.
-Siostrzyczko, moi rodzice chcą jutro wyjechać do Włoch.
-A le...- po policzkach dziewczynki popłynęły łzy- Co ja bez Ciebie zrobię?
-Posłuchaj...- Spojrzeli w swoje oczy-Zawsze będę z tobą sercem. Możesz zawsze wracać do mnie wspomnieniami naszych wspólnych chwil. A także dzięki naszej piosence. Zawsze będę z Tobą. I przyrzekam Ci że kiedyś jeszcze się spotkamy...

*Koniec Wspomnienia*

To Właśnie tej nocy ostatni raz widziała Federica. Jego rodzice następnego dnia wyjechali do Włoch. Po wyjeździe kochanego brata Gabriell zamknęła się w sobie. Była bardzo mała ale i tak oddaliła się od rodziny która nie rozumiała co czuła. Przestała równierz śpiewać, wszystko związane z muzyką czyli tym co kochała przypominało jej o osobie którą na zawsze straciła. Po jakimś czasie do domu obok wprowadziła się Margaret wraz z rodzicami rodzeństwem. Dziewczynki zaczęły się poznawać i dość krótkim czasie zaprzyjaźniły się. Gabriell znowu odzyskała szczęście, zaczęła znowu śpiewać i uczęszczać na lekcje gry na fortepianie.


Ti confesso che
non so bene
cosa fare.
Forse e perche
non ho tempo
per pensare.
I miei dubbi
sono tanti e
non posso
andare avanti.
Ma ora sono
stanca, non
aspetto piu.

Mi sveglio
ancora qui nel
mio mondo.
QUESTA SONO
IO!
Da oggi io
vivro fino in fondo il
destino mio!
Mi sveglio
ancora qui nel
mio mondo.
QUESTA SONO
IO!
Da oggi io
vivro fino in fondo il
destino mio!

Finalmente lo so,
ascoltero tutto
cio' che provo,
tutto tutto tutto !
Finalmente lo so,
ascoltero tutto
cio' che provo...
Niente mi spaventera'!

E mi accorgo che 
quel che sento
sta cambiando.
Tutto intorno a me
ad un tratto
sta girando.
I miei dubbi sono
tanti e non
posso andare 
avati.
Ma ora sono 
stanca, non
aspetto piu.

Mi sveglio ancora
qui nel mio mondo.
QUESTA SONO IO!
Da oggi io
vivro' fino in fondo il
destino mio!
Mi sveglio ancora
qui nel mio mondo.
QUESTA SONO IO!
Da oggi io
vivro fino in fondo il
destino mio!
Mi sveglio ancora
qui nel mio mondo.
QUESTA SONO IO!
Da oggi io
vivro fino in fondo il
destino mio!
Mi sveglio ancora
qui nel mio mondo.
QUESTA SONO IO!
Da oggi io
vivro fino in fondo 
destino mio!

Finalmente lo so,
ascoltero tutto
cio che provo,
tutto tutto!
Finalmente lo so,
ascoltero tutto
cio' che provo...
Niente mi fermera'!

(tłumaczenie)

Zwierzę Ci się ,że
Nie wiem za bardzo
co mam zrobić
Może dzieję się tak dlatego,
że nie mam czasu by o tym pomyśleć.
Mam wiele wątpliwości
i nie mogę pójść na przód.
Jednak jestem już zmęczona,
nie będę już czekać.


I znowu budzę się
królową mojego świata
TO JESTEM JA!
Od dziś ja
będę żyła pełnią mojego przeznaczenia!
I znowu budzę się 
tu w moim świecie
TO JESTEM JA!
Od dziś ja
będę żyła pełnią mojego przeznaczenia!

W końcu już wiem ,
Będę słuchać tego
co czuje
Tego wszystkiego, wszystkiego.
W końcu już wiem ,
Będę słuchać tego
co czuje
Nic mnie nie przestraszy!


I zdaję sobie sprawę,że
to co czuję
zmienia się.
Wszystko wokół mnie wiruje.
Mam za dużo wątpliwości
i nie mogę iść na przód.
Ale teraz już jestem zmęczona
już nie będę czekać.

znowu budzę się 
królową mojego świata
Od dziś ja
będę żyła pełnią mojego przeznaczenia!
I znowu budzę się 
tu w moim świecie
TO JESTEM JA!
Od dziś ja
będę żyła pełnią mojego przeznaczenia!

W końcu już wiem ,
Będę słuchać tego
co czuje
Tego wszystkiego, wszystkiego.
W końcu już wiem ,
Będę słuchać tego
co czuje
Nic mnie nie zatrzyma!!!


Dziewczyna skończyła pisanie swojej kochanej piosenki. Wstała z parapetu i ruszyła w stronę schodów. Weszła na 7 piętro gdy przechodziła przez korytarz naszła ją pewna myśl...
-Chciałam by wejść do kuchni i upiec jakieś ciasto
Nagle usłyszała skrzypienie, odwróciła się powoli i aż oniemiała. W miejscu w którym była ściana pojawiły się ogromne drewniane drzwi. Nastolatka obejrzała się wokół siebie. Była sama na ciemnym korytarzu. Drżącą ręką pchnęła drzwi, gdy weszła do środka aż oniemiała, znalazła się w kuchni urządzonej w stylu klasycznym. Na blacie leżała stara kartka. Dziewczyna podniosła ją i spojrzała na przepis było tam napisanie wielkimi literami 

Tarta z owocami kruche ciasto, krem mascarpone, jagody, porzeczki 

Wyciągnęła z szafek potrzebne składniki, założyła fartuch i zaczęła przygotowywać potrawę. Po godzinie tarta była gotowa. Schowała wypiek do koszyka i ściągnęła fartuch. Zapakowała jeszcze dwa talerzyki i dwa widelczyki. Zachwycona wyszła z magicznego pokoju i ruszyła w stronę Wieży Astronomicznej...




sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 10 Szlama

Następne kilka dni Gabriell spędziła na nauce i siedzeniu na wieży astronomicznej. Uwielbiała to miejsce mogła tam wejść, wyciągnąć gitarę i zacząć grać. Wtedy właśnie znikały wszystkie jej problemy. Przez te kilka dni spotykała Matthewa tylko w obecności Malfoy'a większość spotkań była bardzo nieprzyjemna. Blondyn zmienił się nie do poznania, był chamski i wredny. Ale dziwne było jedno spotkanie które zapadło dziewczynie w pamięci. Spotkała go w bibliotece bez Dracona Malfoy'a i był on miły a nawet pomógł jej z odnoszeniem książek na właściwe półki. Nastała sobota, nastolatka obudziła się gdy tylko zaczęło świtać. Szybko ubrała się w 
 Wzięła do ręki różdżkę
-Reducio- skierowała magiczny patyk w stronę gitary, która od razu się zmniejszyła. Schowała instrument do kieszeni spodenek. Tak samo jak różdżkę. Jak najciszej wyszła z dormitorium aby nikogo nie obudzić. Przemknęła szybkim krokiem przez korytarze szkoły. Wyszła na świeże powietrze, które od razu ją orzeźwiło. Wyszła na błonia i zaczęła biec truchtem stanęła dopiero przy modrzewiu, które rosło przy Zakazanym Lesie. Usiadła na trawie, która mokra była od rosy. Wyciągnęła różdżkę i wyciągnęła gitarę z kieszeni
-Engorgio- rzuciła zaklęcie na instrument, który od razu wrócił do swoich rozmiarów. Zaczęła śpiewać i grać na gitarze piosenkę

Oh, misty eye of the mountain below
Keep careful watch of my brothers' souls
And should the sky be filled with fire and smoke
Keep watching over Durin's sons

If this is to end in fire
Then we should all burn together
Watch the flames climb high into the night
Calling out father oh
Stand by and we will
Watch the flames burn auburn on
The mountain side 

And if we should die tonight
Then we should all die together
Raise a glass of wine for the last time

Calling out father oh
Prepare as we will
Watch the flames burn auburn on
The mountainside
Desolation comes upon the sky

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire 
Hollowing souls
I see fire 
Blood in the breeze
And I hope that you remember me

Oh, should my people fall 
Then surely I'll do the same
Confined in mountain halls
We got too close to the flame

Calling out father oh
Hold fast and we will
Watch the flames burn auburn on
The mountain side
Desolation comes upon the sky

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire 
Hollowing souls
I see fire 
Blood in the breeze
And I hope that you remember me

And if the night is burning
I will cover my eyes
For if the dark returns
Then my brothers will die
And as the sky is falling down
It crashed into this lonely town
And with that shadow upon the ground
I hear my people screaming out

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire 
Hollowing souls
I see fire 
Blood in the breeze

I see fire (oh you know I saw a city burning out)
And I see fire (feel the heat upon my skin, yeah)
And I see fire
And I see fire burn auburn on the Mountain side.

(tłumaczenie)
O, górskie szczyty wciąż patrzą, spowite mgłą*
Strzeżcie mych braci, gdziekolwiek są
A kiedy niebo zasłoni ogień i dym
Patrzcie, wypatrujcie synów Durina

A jeśli spłonie wszystko
Wtedy powinniśmy razem spłonąć 
Spójrz jak ogień wspina się, na nocnego nieba szczyt

Wzywając Ojca
Stojąc, będziemy
Spoglądać jak, płomienie strawią
kasztanowe Zbocza Góry.

Jeśli mamy zginąć tej nocy 
Wtedy powinniśmy zginąć razem
Kielich wina, wznieść ostatni raz

Wzywając Ojca
Stojąc, będziemy
Spoglądać jak, płomienie strawią
kasztanowe Zbocza Góry.

A śmierć spadnie z nieba i nie zostawi nic**

Widzę płomień, we wnętrzu Góry
Widzę płomień, palący drzewa.
Widzę płomień, co wypala dusze
Podmuch ognia, który zgasić życie w nas chce
Ale proszę nie zapomnij mnie.

A jeśli polegną bracia
Klęskę przymnę i ja
Więzieni w sercu góry
Gdzie wciąż tli się ogień zła.

Ojcze, wezwij nas
Wspieraj i patrz
Jak na zboczu góry wstaje
Ognisty świt.

A śmierć spadnie z nieba i nie zostawi nic**

Widzę płomień, głęboko w górach
Widzę płomień, palący drzewa.
Widzę płomień, co pożera dusze
Widzę ognistą krew w powietrzu,
Mam nadzieję, że zapamiętasz mnie...

A kiedy noc zapłonie,
Zasłonię swoje oczy
Dla powracającej ciemności
Umrą moi bracia,
I jeśli niebo spadnie
Na te samotne miasto
I z tym cieniem na ziemi
Słyszę krzyk moich ludzi...

Widzę płomień, głęboko w górach
Widzę płomień, palący drzewa.
Widzę płomień, co pożera dusze
Widzę ognistą krew w powietrzu,

Widzę płomień 
Płomień
Widzę płomień 
Płomień
Widzę płomień
Płomień
Widzę jak na zboczu góry wstaje ognisty świt.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                     Gdy przestała śpiewać i zaczęła wpatrywać się w krajobraz. Po prostu siedziała i zaczęła rozmyślać o wszystkim co się w ostatnich dniach zdarzyło, nie wiedziała ile czasu minęło od momentu od czasu kiedy tam przyszła. Zauważyła iż na boisku Quidditcha Gryfoni zaczęli trening. Skierowała różdżkę na instrument
-Reducio
Wstała z trawy i szybkim biegiem ruszyła w stronę boiska. Gdy tam dotarła usłyszała tylko krzyk. 
- Flint! - ryknął Wood

do kapitana Ślizgonów. - To nasz czas treningu! Dostaliśmy specjalne pozwolenie! Zjeżdżajcie stąd!
Marcus Flint był jeszcze wyższy od Wooda.
- Tu jest dużo miejsca, Wood - odpowiedział z chytrym uśmieszkiem trolla - pomieścimy się.
Nadleciały Angelina, Alicja i Katie. W drużynie Ślizgo­nów nie było dziewczyn. Stali ramię w ramię naprzeciw Gryfonów, zerkając na swojego szefa.
- Ale to ja wynająłem boisko! - krzyknął Wood, pryskając śliną ze złości. - Zamówiłem je!
- Macie nowego szukającego? - zdumiał się Wood.
- Kogo?
I oto zza pleców sześciu wielkich chłopców wyszedł siód­my, mniejszy, z głupawym uśmiechem na bladej, odpycha­jącej twarzy. Był to Draco Malfoy.
- Jesteś synem Lucjusza Malfoya? - zapytał Fred, patrząc na niego z odrazą.
- To śmieszne, że wspomniałeś akurat o ojcu Malfoya
- rzekł Flint, a członkowie drużyny Ślizgonów uśmiech­nęli się zjadliwie. - Zobacz, jak wspaniałomyślnie wypo­sażył naszą drużynę.
Cała siódemka wyciągnęła swoje miotły. Siedem wypo­lerowanych, nowiutkich rączek, każda z rzędem złotych liter układających się w słowa: NIMBUS DWA TYSIĄCE JEDEN, zabłysło w porannym słońcu przed oczami onie­miałych Gryfonów.
- Najnowszy model - wyjaśnił Flint niedbale, strze­pując pyłek ze swojej miotły. - Wypuścili go w ubiegłym miesiącu. Podobno przewyższa Nimbusa Dwa Tysiące pod wieloma względami. A jeśli chodzi o stare Zmiataczki - uśmiechnął się złośliwie do Freda i George’a, z których każdy trzymał Zmiataczkę Numer Pięć - to przy nim nadają się tylko do zamiatania boiska.
Gryfonów zatkało. Przez chwilę nikomu nie przychodzi­ła do głowy żadna godna odpowiedź. Malfoy uśmiechał się tak szeroko, że jego zimne oczy zamieniły się w szparki.
- O, popatrzcie - powiedział Flint. - Jakaś in­wazja, czy co?
Ron i Hermiona szli ku nim przez trawnik, żeby zoba­czyć, co się dzieje.
- Co się stało? - zapytał Ron Harry’ego. - Dla­czego nie ćwiczycie? I co on tutaj robi?
Patrzył na Malfoya, wkładającego zieloną szatę.
- Jestem nowym szukającym Ślizgonów, Weasley - oświadczył Malfoy, wyraźnie bardzo z siebie zadowolony. - Wszyscy zachwycają się miotłami, które mój ojciec ku­pił dla całej drużyny.
Ron otworzył usta i wybałuszył oczy, widząc siedem wspaniałych mioteł.
- Niezłe, co? - rzucił niedbale Malfoy. - Może sypniecie złotem i kupicie sobie takie same? W każdym razie tych Zmiataczek już dawno powinniście się pozbyć. Myślę, że jakieś muzeum chętnie by je przyjęło.
Drużyna Ślizgonów ryknęła śmiechem.
- Ale przynajmniej żaden członek drużyny Gryfonów nie musiał się do niej wkupywać - powiedziała z pogardą Hermiona. - Każdy po prostu miał talent.
Zadowolona mina Malfoya nieco zrzedła.
- Nikt cię nie pytał o zdanie, ty nędzna szlamo - warknął.
Harry poznał od razu, że Malfoy powiedział coś wstrętnego, bo po jego słowach zakotłowało się, Flint rzucił się, by go zasłonić przed atakiem Freda i George’a, Alicja krzyk­nęła: „Jak śmiesz!”, a Ron pogrzebał w fałdach szaty, wyszarpnął różdżkę, wrzasnął: „Zapłacisz mi za to, Malfoy!” i pod łokciem Flinta wymierzył nią w twarz Malfoya.
Donośny huk odbił się echem po stadionie, z końca różdżki wystrzelił strumień zielonego ognia, ugodził Rona w żołądek i przewrócił na trawę.
- Ron! Ron! Nic ci się nie stało? - zapiszczała Her­miona.
Ron otworzył usta, ale nie wyszło z nich ani jedno słowo. Zamiast tego beknął potężnie i z ust wypadło mu na podołek kilkanaście ślimaków.
Drużynę Ślizgonów sparaliżowało ze śmiechu. Flint, zgięty wpół, wspierał się na miotle, żeby nie upaść. Malfoy klęczał, bijąc pięścią w ziemię. Gryfoni zgromadzili się wo­kół Rona, który wciąż wymiotował wielkimi, obślizgłymi ślimakami. Nikt jakoś niechciał go dotknąć.
- Zaprowadźmy go lepiej do Hagrida, to najbliżej - powiedział Harry do Hermiony, która kiwnęła odważnie głową i oboje podnieśli Rona na nogi, ciągnąc go za ręce.
-Wiecie co jesteście wszyscy zjebanymi dupkami- krzyknęła- A ty Malfoy największym. Jeszcze tego pożałujesz.- Powiedziała i pobiegła do dormitorium