niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 8 pierwszy dzień szkoły

Dziewczynę obudziły promienie słońca. Szybko wstała i ubrała się w 

A na to zarzuciła obowiązkową szatę szkolną. Uczesała włosy i zapięła je w kucyk. Gdy zeszła do pokoju spólnego Gryfonów zobaczyła Hermionę
-Gotowa?- zapytała szatynka z uśmiechem na twarzy
-Tak- powiedziała z przekonaniem GabGabriell zeszła wraz z Hermioną na śniadanie. Zaczarowany sufit był dziś mętnoszary. Dziewczęta już zdążyły poznać swoje zainteresowania. Okazało się iż obydwie darzą książki niebywałą miłością. Dwoje chłopaków usiadło przy stole Gryfonów, obok Hermiony. Jeden z nich był rudy

a drugi czarny.

-Hey jestem Gabriella Smith ale mówcie mi Gab- przywitała się uśmiechem
-Ja jestem Harry Potter- powiedział czarnowłosy chłopak- o to- powiedział wskazując na rudego- Ron Weasley. Mi również miło poznać- powiedział po czym uścisnęli sobie ręce
-Czy ty jesteś na drugim roku?- zapytał rudy
-Pomylili się. Powinnam razem z Matthew'em iść do szkoły w zeszłym roku. No ale przez całe wakacje musieliśmy nadrabiać zaległości- powiedziała
-Kto to jest ten Matthew?- zapytał Harry
-On trafił do Slytherinu- powiedziała Hermiona, która jak widać przestała już się boczyć na swoich przyjaciół
-Tak naprawdę jest miły. Znaczy przez te dwa miesiące zdążyliśmy się trochę poznać. Ale... a nie ważne...
- Zaraz będzie poczta... mam nadzieję, że babcia przyśle mi parę rzeczy, których zapomniałem zabrać.- powiedział Neville
Gab zabrała się za swoje śniadanie do Sali weszli Draco Malfoy i Matthew Black. Gdy nastolatka zobaczyła tego drugiego przestała oddychać. On był cudowny i boski. Ale zaczął niestety zadawać się z tym dupkiem. Z hipnozy obudziła się dzięki hukowi który spowodowała sowa.
- W porządku, jeszcze żyje - powiedziała Hermiona, szturchając ptaka palcem.
- Nie chodzi o to... Chodzi O TO.
Ron wskazywał na czerwoną kopertę. Wyglądała cał­kiem niewinnie, ale Ron i Neville patrzyli na nią, jakby miała za chwilę wybuchnąć.
- O co chodzi? - zapytała Gabriell
- Przysłała mi... wyj ca - odpowiedział Ron słabym głosem.
- Lepiej go otwórz, Ron - wyszeptał Neville. - Jak nie otworzysz, będzie jeszcze gorzej. Kiedyś babcia mi jednego przysłała, a ja go nie otworzyłem i... - przełknął głośno - to było straszne.
- Co to jest wyjęć? - zapytał. Ale Ron wpatrywał się jak zahipnotyzowany w kopertę, która zaczynała dymić w rogach.
- Otwórz ją - nalegał Neville. - Za parę minut będzie po wszystkim.
Ron trzęsącą się ręką wyjął kopertę z dzioba Errola i otworzył ją. Neville zatkał sobie uszy palcami.
- ...PO TYM, JAK UKRADŁEŚ SAMOCHÓD, WCALE BYM SIĘ NIE DZIWIŁA, GDYBY CIĘ WYRZUCONO ZE SZKOŁY, POCZEKAJ, AŻ SIĘ DO CIEBIE DOBIORĘ, NIE SĄDZĘ, ŻEBYŚ W OGÓLE POMYŚLAŁ, CO TWÓJ OJCIEC I JA PRZEŻYLIŚMY, KIEDY ZOBACZYLIŚMY, ŻE GO NIE MA...
Wszyscy rozglądali się, żeby zobaczyć, kto dostał wyjca, a Ron zapadł się w krześle tak głęboko, że widać było tylko jego purpurowe czoło.
- ...DOSTALIŚMY WCZORAJ LIST OD DUMBLEDORE’A, MYŚLAŁAM, ŻE TWÓJ OJCIEC UMRZE ZE WSTYDU, CO Z CIEBIE WYROSŁO, TY I HARRY MOGLIŚCIE POŁAMAĆ SOBIE KARKI WSTRĘTNE I OBURZAJĄCE, TWOJEGO OJCA CZEKA DOCHODZENIE W PRACY, TO WYŁĄCZNIE TWOJA WINA I JEŚLI JESZCZE RAZ ZROBISZ COŚ NIE TAK, WRÓCISZ DO DOMU I KONIEC ZE SZKOŁĄ.
Zapadła głucha cisza. Czerwona koperta, która wypadła Ronowi z ręki, wybuchła płomieniem i spaliła się na popiół. Harry i Ron siedzieli oniemiali, jakby przewaliła się nad nimi wielka fala. Rozległo się kilka śmiechów i stopniowo rozbrzmiał zwykły śniadaniowy gwar. Gdy wszyscy zajęci byli przetwarzaniem nowych informacji brunetka spojrzała na plan lekcji, który przed chwilą dostała. Ruszyła do cieplarni. Nikogo jeszcze tam nie było. Nastolatka wyciągnęła z torby książkę z którą nigdy się nie rozstawała „Szeptem” i zaczęła po raz kolejny czytać powieść . Po jakiś piętnastu minutach nadeszli Puchoni i Gryfoni a za nimi profesor Sprout. Po chwili podszedł do nich Lockhart
- Witajcie, drodzy studenci! - zawołał Lockhart - Właśnie pokazywałem profesor Sprout, jak zająć się ranami tej biednej wierzby bijącej! Nie chcę, oczywiście, abyście pomyśleli, że na ziołolecznictwie znam się lepiej od niej! Tak się po prostu zdarzyło, że podczas moich podróży spotkałem kilka tych egzotycznych drzew...
-Dzisiaj cieplarnia numer trzy, moi kochani! - oznajmiła profesor Sprout, która sprawiała wrażenie trochę niezadowolonej. Profesor Sprout wyjęła zza pasa wielki klucz i otworzyła drzwi. Gabriell poczuła silną woń wilgotnej ziemi i nawozu zmieszaną z cięż­kim zapachem jakichś olbrzymich kwiatów wielkości para­soli, zwieszających się z sufitu.
Profesor Sprout stała za długim stołem na kozłach, na którym leżało dwadzieścia par różnokolorowych nauszników. Gabriell stanęła obok Seamusa
- Dzisiaj będziemy rozsadzać mandragory. Kto potrafi wymienić właściwości mandragory?Ręka Hermiony wystrze­liła w górę.
- Mandragora to silny środek pobudzający - powiedziała takim tonem, jakby znała na pamięć cały podręcznik. - Używa się jej, aby przywrócić pierwotną postać ludziom, którzy ulegli transmutacji albo zostali poddani złemu urokowi.
- Znakomicie. Dziesięć punktów dla Gryffindoru - powiedziała profesor Sprout. - Mandragora jest podstawowym składnikiem wielu antidotów. Jest jednak również bardzo niebezpieczna. Kto potrafi powiedzieć dlaczego?
- Krzyk mandragory jest zgubny dla każdego, kto go usłyszy.
- Doskonale. Zarobiłaś kolejne dziesięć punktów. Tak... Te mandragory, które tutaj mamy, są jeszcze bardzo młode.
Wskazała na szereg skrzynek na stole i wszyscy się przysunęli, żeby lepiej widzieć. W skrzynkach rosły rządkami małe, kępiaste rośliny o czerwonawych listkach. Gabriell wiedziała co się za chwilę stanie.
- Niech każdy weźmie parę nauszników - poleciła profesor Sprout.
Brunetka szybko wzięła nauszniki i wróciła na swoje miejsce
- Kiedy wam powiem, żebyście je założyli, upewnijcie się, że macie całe uszy zakryte. Na znak, że możecie je bezpiecznie zdjąć, podniosę oba kciuki do góry. No to... nauszniki na uszy! Nastolatka wykonała polecenie nauczycielki. Otoczyła ją głucha cisza. Pani Sprout też założyła swoje - różowe i puszyste - podwinęła rękawy, chwyciła jedną z roślinek i mocno pociągnęła. Zamiast korzeni z ziemi wychynęło maleńkie, ubłocone i okropnie brzydkie Profesor Sprout wyjęła spod stołu dużą donicę i obłożyła mandragorę ciemnym, wilgotnym kompostem, aż widać było tylko krzaczaste liście. Otrzepała ręce i uniosła oba kciuki, na co wszyscy pozdejmowali nauszniki.
- Nasze mandragory to dopiero sadzonki, więc ich krzyki jeszcze nie zabijają - powiedziała spokojnie, jakby przed chwilą podlała begonie. - Gdybyście je jednak usłyszeli, stracilibyście przytomność na kilkanaście godzin, a jestem pewna, że żadne z was nie chciałoby opuścić pierwszego dnia szkoły. Dlatego, zanim zabierzecie się do pracy, upewnijcie się, że macie uszy szczelnie osłonięte. Cztery osoby przy każdej skrzynce... pod spodem jest mnóstwo doniczek... a tu stoją worki z kompostem... i uważajcie na jadowitą tentakulę, bo gryzie.
I chlasnęła ręką czerwoną kolczastą roślinę, której długie macki pełzły jej po plecach. Tentakula natychmiast cofnęła macki. Pod koniec lekcji brunetka, tak jak wszyscy, była zlana potem i umazana ziemią, a pleców nie mógła wyprostować. Wróciła do zamku, żeby się szybko obmyć i pobiegła na transmutację. Po ciężkiej lekcji udała się na lunch.
- Co mamy po południu? - zapytał Harry, szybko zmieniając temat. Weszła do Wielkiej Sali i usiadła obok Hermiony Rona i Harry'ego 
- Obronę przed czarną magią - odpowiedziała na­tychmiast Hermiona.
- Czy możesz nam powiedzieć - zapytał Ron, chwy­tając jej rozkład zajęć - dlaczego wszystkie lekcje z Lockhartem ozdobiłaś serduszkami? Hermiona wyrwała mu plan zajęć, płonąc przy tym jak piwonia.
Skończyli lunch i wyszli na zatłoczony dziedziniec. Gabriell usiadła na kamiennych schodkach i zagłębiła się w wcześniej przerwanej książce.
- Zdjęcia z autografem? Rozdajesz swoje zdjęcia z auto­grafem, Potter?
Donośny i zjadliwy głos Dracona Malfoya odbił się echem po dziedzińcu. Brunetka oderwała się od książki i spojrzała na blond włosego chłopaka 
- Wszyscy ustawić się w ogonku! - ryknął Malfoy na cały dziedziniec. - Harry Potter rozdaje swoje zdjęcia z autografem!
- Nie, nie rozdaję - powiedział Harry ze złością, zaciskając pięści. - Zamknij się, Malfoy.
- Jesteś po prostu zazdrosny - pisnął Colin, którego tułów był grubości szyi Crabbe’a.
- Zazdrosny? - powtórzył Malfoy, który teraz nie musiał już krzyczeć, bo cały dziedziniec przysłuchiwał się tej wymianie zdań. - O co? O tę okropną bliznę na czole? Może myślisz, że sam chciałbym coś takiego mieć? Nie, dzięki. A jak by tak tobie rozwalić głowę, też nie stałbyś się kimś niezwykłym.
Crabbe i Goyle zachichotali głupkowato.
- Odwal się, Malfoy - krzyknęła zezłoszczona nastolatka.
- Uważaj, Smith - powiedział Malfoy drwiącym tonem. - Taka idiotka jak ty nie będzie mnie pouczać
Dziewczyna nie patrząc na blondyna odeszła pod klasę z obrony przed czarną magią. Nie pokazywała tego ale w środku się wściekała. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy weszli do klasy rozpoczęła się lekcja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz