Dziewczynę obudziły promienie słońca. Szybko wstała i ubrała się w
A na to zarzuciła obowiązkową szatę szkolną. Uczesała włosy i zapięła je w kucyk. Gdy zeszła do pokoju spólnego Gryfonów zobaczyła Hermionę
-Gotowa?- zapytała szatynka z uśmiechem na twarzy
-Tak- powiedziała z przekonaniem GabGabriell zeszła wraz z Hermioną na śniadanie. Zaczarowany sufit był dziś mętnoszary. Dziewczęta już zdążyły poznać swoje zainteresowania. Okazało się iż obydwie darzą książki niebywałą miłością. Dwoje chłopaków usiadło przy stole Gryfonów, obok Hermiony. Jeden z nich był rudy
A na to zarzuciła obowiązkową szatę szkolną. Uczesała włosy i zapięła je w kucyk. Gdy zeszła do pokoju spólnego Gryfonów zobaczyła Hermionę
-Gotowa?- zapytała szatynka z uśmiechem na twarzy
-Tak- powiedziała z przekonaniem GabGabriell zeszła wraz z Hermioną na śniadanie. Zaczarowany sufit był dziś mętnoszary. Dziewczęta już zdążyły poznać swoje zainteresowania. Okazało się iż obydwie darzą książki niebywałą miłością. Dwoje chłopaków usiadło przy stole Gryfonów, obok Hermiony. Jeden z nich był rudy
a
drugi czarny.
-Hey
jestem Gabriella Smith ale mówcie mi Gab- przywitała się uśmiechem
-Ja
jestem Harry Potter- powiedział czarnowłosy chłopak- o to-
powiedział wskazując na rudego- Ron Weasley. Mi również miło
poznać- powiedział po czym uścisnęli sobie ręce
-Czy
ty jesteś na drugim roku?- zapytał rudy
-Pomylili
się. Powinnam razem z Matthew'em iść do szkoły w zeszłym roku.
No ale przez całe wakacje musieliśmy nadrabiać zaległości-
powiedziała
-Kto
to jest ten Matthew?- zapytał Harry
-On
trafił do Slytherinu- powiedziała Hermiona, która jak widać
przestała już się boczyć na swoich przyjaciół
-Tak
naprawdę jest miły. Znaczy przez te dwa miesiące zdążyliśmy się
trochę poznać. Ale... a nie ważne...
-
Zaraz będzie poczta... mam nadzieję, że babcia przyśle mi parę
rzeczy,
których
zapomniałem zabrać.- powiedział Neville
Gab
zabrała się za swoje śniadanie do Sali weszli Draco Malfoy i Matthew Black. Gdy nastolatka zobaczyła tego drugiego przestała oddychać. On był cudowny i boski. Ale zaczął niestety zadawać się z tym dupkiem. Z hipnozy obudziła się dzięki hukowi który spowodowała sowa.
- W
porządku, jeszcze żyje - powiedziała Hermiona, szturchając ptaka
palcem.
-
Nie chodzi o to... Chodzi O TO.
Ron
wskazywał na czerwoną kopertę. Wyglądała całkiem
niewinnie, ale Ron i Neville patrzyli na nią, jakby miała za chwilę
wybuchnąć.
- O
co chodzi? - zapytała Gabriell
-
Przysłała mi... wyj ca - odpowiedział Ron słabym głosem.
-
Lepiej go otwórz, Ron - wyszeptał Neville. - Jak nie otworzysz,
będzie jeszcze gorzej. Kiedyś babcia mi jednego przysłała, a ja
go nie otworzyłem i... - przełknął głośno - to było straszne.
-
Co to jest wyjęć? - zapytał. Ale Ron wpatrywał się jak
zahipnotyzowany w kopertę, która zaczynała dymić w rogach.
-
Otwórz ją - nalegał Neville. - Za parę minut będzie po
wszystkim.
Ron
trzęsącą się ręką wyjął kopertę z dzioba Errola i otworzył
ją. Neville zatkał sobie uszy palcami.
-
...PO TYM, JAK UKRADŁEŚ SAMOCHÓD, WCALE BYM SIĘ NIE DZIWIŁA,
GDYBY CIĘ WYRZUCONO ZE SZKOŁY, POCZEKAJ, AŻ SIĘ DO CIEBIE
DOBIORĘ, NIE SĄDZĘ, ŻEBYŚ W OGÓLE POMYŚLAŁ, CO TWÓJ OJCIEC I
JA PRZEŻYLIŚMY, KIEDY ZOBACZYLIŚMY, ŻE GO NIE MA...
Wszyscy
rozglądali się, żeby zobaczyć, kto dostał wyjca, a Ron zapadł
się w krześle tak głęboko, że widać było tylko jego purpurowe
czoło.
-
...DOSTALIŚMY WCZORAJ LIST OD DUMBLEDORE’A, MYŚLAŁAM, ŻE TWÓJ
OJCIEC UMRZE ZE WSTYDU, CO Z CIEBIE WYROSŁO, TY I HARRY MOGLIŚCIE
POŁAMAĆ SOBIE KARKI WSTRĘTNE I OBURZAJĄCE, TWOJEGO OJCA CZEKA
DOCHODZENIE W PRACY, TO WYŁĄCZNIE TWOJA WINA I JEŚLI JESZCZE RAZ
ZROBISZ COŚ NIE TAK, WRÓCISZ DO DOMU I KONIEC ZE SZKOŁĄ.
Zapadła
głucha cisza. Czerwona koperta, która wypadła Ronowi z ręki,
wybuchła płomieniem i spaliła się na popiół. Harry i Ron
siedzieli oniemiali, jakby przewaliła się nad nimi wielka fala.
Rozległo się kilka śmiechów i stopniowo rozbrzmiał zwykły
śniadaniowy gwar. Gdy wszyscy zajęci byli przetwarzaniem nowych
informacji brunetka spojrzała na plan lekcji, który przed chwilą
dostała. Ruszyła do cieplarni. Nikogo jeszcze tam nie było.
Nastolatka wyciągnęła z torby książkę z którą nigdy się nie
rozstawała „Szeptem” i zaczęła po raz kolejny czytać powieść
. Po jakiś piętnastu minutach nadeszli Puchoni i Gryfoni a za nimi
profesor Sprout. Po chwili podszedł do nich Lockhart
-
Witajcie, drodzy studenci! - zawołał Lockhart - Właśnie
pokazywałem profesor Sprout, jak zająć się ranami tej biednej
wierzby bijącej! Nie chcę, oczywiście, abyście pomyśleli, że na
ziołolecznictwie znam się lepiej od niej! Tak się po prostu
zdarzyło, że podczas moich podróży spotkałem kilka tych
egzotycznych drzew...
-Dzisiaj
cieplarnia numer trzy, moi kochani! - oznajmiła profesor Sprout,
która sprawiała wrażenie trochę niezadowolonej. Profesor Sprout
wyjęła zza pasa wielki klucz i otworzyła drzwi. Gabriell poczuła
silną woń wilgotnej ziemi i nawozu zmieszaną z ciężkim
zapachem jakichś olbrzymich kwiatów wielkości parasoli,
zwieszających się z sufitu.
Profesor
Sprout stała za długim stołem na kozłach, na którym leżało
dwadzieścia par różnokolorowych nauszników. Gabriell stanęła
obok Seamusa
-
Dzisiaj będziemy rozsadzać mandragory. Kto potrafi wymienić
właściwości mandragory?Ręka
Hermiony wystrzeliła w górę.
-
Mandragora to silny środek pobudzający - powiedziała takim tonem,
jakby znała na pamięć cały podręcznik. - Używa się jej, aby
przywrócić pierwotną postać ludziom, którzy ulegli transmutacji
albo zostali poddani złemu urokowi.
-
Znakomicie. Dziesięć punktów dla Gryffindoru - powiedziała
profesor Sprout. - Mandragora jest podstawowym składnikiem wielu
antidotów. Jest jednak również bardzo niebezpieczna. Kto potrafi
powiedzieć dlaczego?
-
Krzyk mandragory jest zgubny dla każdego, kto go usłyszy.
-
Doskonale. Zarobiłaś kolejne dziesięć punktów. Tak... Te
mandragory, które tutaj mamy, są jeszcze bardzo młode.
Wskazała
na szereg skrzynek na stole i wszyscy się przysunęli, żeby lepiej
widzieć. W skrzynkach rosły rządkami małe, kępiaste rośliny o
czerwonawych listkach. Gabriell wiedziała co się za chwilę stanie.
-
Niech każdy weźmie parę nauszników - poleciła profesor Sprout.
Brunetka
szybko wzięła nauszniki i wróciła na swoje miejsce
-
Kiedy wam powiem, żebyście je założyli, upewnijcie się, że
macie całe
uszy
zakryte. Na znak, że możecie je bezpiecznie zdjąć, podniosę oba
kciuki do góry. No to... nauszniki na uszy! Nastolatka
wykonała polecenie nauczycielki. Otoczyła ją głucha cisza. Pani
Sprout też założyła swoje - różowe i puszyste - podwinęła
rękawy, chwyciła jedną z roślinek i mocno pociągnęła. Zamiast
korzeni z ziemi wychynęło maleńkie, ubłocone i okropnie brzydkie Profesor
Sprout wyjęła spod stołu dużą donicę i obłożyła mandragorę
ciemnym, wilgotnym kompostem, aż widać było tylko krzaczaste
liście. Otrzepała ręce i uniosła oba kciuki, na co wszyscy
pozdejmowali nauszniki.
-
Nasze mandragory to dopiero sadzonki, więc ich krzyki jeszcze nie
zabijają - powiedziała spokojnie, jakby przed chwilą podlała
begonie. - Gdybyście je jednak usłyszeli, stracilibyście
przytomność na kilkanaście godzin, a jestem pewna, że żadne z
was nie chciałoby opuścić pierwszego dnia szkoły. Dlatego, zanim
zabierzecie się do pracy, upewnijcie się, że macie uszy szczelnie
osłonięte. Cztery osoby przy każdej skrzynce... pod spodem jest
mnóstwo
doniczek...
a tu stoją worki z kompostem... i uważajcie na jadowitą tentakulę,
bo gryzie.
I
chlasnęła ręką czerwoną kolczastą roślinę, której długie
macki pełzły jej po plecach. Tentakula natychmiast cofnęła macki. Pod
koniec lekcji brunetka, tak jak wszyscy, była zlana potem i umazana ziemią, a pleców nie mógła wyprostować. Wróciła do zamku, żeby
się szybko obmyć i pobiegła na transmutację. Po ciężkiej lekcji udała się na lunch.
-
Co mamy po południu? - zapytał Harry, szybko zmieniając temat. Weszła do Wielkiej Sali i usiadła obok Hermiony Rona i Harry'ego
-
Obronę przed czarną magią - odpowiedziała natychmiast
Hermiona.
-
Czy możesz nam powiedzieć - zapytał Ron, chwytając jej
rozkład zajęć - dlaczego wszystkie lekcje z Lockhartem ozdobiłaś
serduszkami? Hermiona
wyrwała mu plan zajęć, płonąc przy tym jak piwonia.
Skończyli
lunch i wyszli na zatłoczony dziedziniec. Gabriell usiadła na
kamiennych schodkach i zagłębiła się w wcześniej przerwanej książce.
-
Zdjęcia z autografem? Rozdajesz swoje zdjęcia z autografem,
Potter?
Donośny
i zjadliwy głos Dracona Malfoya odbił się echem po dziedzińcu. Brunetka oderwała się od książki i spojrzała na blond włosego chłopaka
-
Wszyscy ustawić się w ogonku! - ryknął Malfoy na cały
dziedziniec. - Harry Potter rozdaje swoje zdjęcia z autografem!
-
Nie, nie rozdaję - powiedział Harry ze złością, zaciskając
pięści. - Zamknij się, Malfoy.
-
Jesteś po prostu zazdrosny - pisnął Colin, którego tułów był
grubości szyi Crabbe’a.
-
Zazdrosny?
- powtórzył
Malfoy, który teraz nie musiał już krzyczeć, bo cały dziedziniec
przysłuchiwał się tej wymianie zdań. - O co? O tę okropną
bliznę na czole? Może myślisz, że sam chciałbym coś takiego
mieć? Nie, dzięki. A jak by tak tobie rozwalić głowę, też nie
stałbyś się kimś niezwykłym.
Crabbe
i Goyle zachichotali głupkowato.
-
Odwal się, Malfoy - krzyknęła zezłoszczona nastolatka.
-
Uważaj, Smith - powiedział Malfoy drwiącym tonem. - Taka idiotka jak ty nie będzie mnie pouczać
Dziewczyna nie patrząc na blondyna odeszła pod klasę z obrony przed czarną magią. Nie pokazywała tego ale w środku się wściekała. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy weszli do klasy rozpoczęła się lekcja...
Dziewczyna nie patrząc na blondyna odeszła pod klasę z obrony przed czarną magią. Nie pokazywała tego ale w środku się wściekała. Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcję i wszyscy weszli do klasy rozpoczęła się lekcja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz